Na wskutek
szalejącego u mnie ostatnio cyklonu nowych pomysłów życiowych, rozmyślań na
tematy egzystencjalne, kulinarne i językowe, doszło do tego, że wpadłam na
pomysł założenia bloga. Kultura wymaga, bym przedstawiła się należycie obecnej
bądź przyszłej czytelniczej gawiedzi.
Nazywam się
Gniewosądka Dębowa i nie, nie jest to moje prawdziwe imię. Nim ktoś poczuje się
przez to niezręcznie, spieszę wyjaśniać, że równie niezręczne jest dla mnie
operowanie moimi prawdziwymi danymi w tak szalonym świecie jakim jest Internet. Wolę być Gniewosądką Dębową (jako że jestem
fanką słowiańszczyzny i pięknego przydomka tolkienowego Thorina Oakenshielda),
która uroczo i miło brzmi. Jest wystarczająco poważna bym mogła od czasu do
czasu rzucić błotem w głupotę ludzką, a wystarczająco lekka bym napisała czasem
żart o weganach. Tyle o imieniu. Mieszkam w Wielkopolsce, ale urodziłam się na
Mazowszu. Wschodnim Mazowszu. Tym Mazowszu, gdzie ludzie mijając cię na ulicy
mają śmierć w oczach i życzą Ci podświadomie awarii prądu. Zajmuję się po
trochu wszystkim, ale głównie maluję akwarele, gram na gitarze, czasem na
skrzypcach, wyję do księżyca, oglądam seriale, filmy, czytam książki, słucham
mądrych ludzi, głupich ludzi też, uczę się języków typu szwedzki, rosyjski…
gdzieś tam też pracuję czasem często.
Tyle na
dzisiaj. Zitacka z kurpiowskiej gwary nie znaczy nic innego jak Witajcie.
Gdy przeprowadziłam się na drugi koniec Polski, odkryłam ze zdziwieniem, że jak
w przypływie dobrego humoru powiem słowo w gwarze kurpiowskiej to usłyszę w
odpowiedzi, że zaciągam po rosyjsku. I weź tu człowieku żyj.
Do napisania
zatem.
Komentarze
Prześlij komentarz